piątek, 20 kwietnia 2018

Centrum Szkolenia Rycerzy Jedi w Tarnowie, czyli o wizji rozwoju miasta

Marcin Pulit, duszą i sercem tarnowianin, człowiek którego znam od lat i mogę tylko cenić i lubić, w swoim blogu https://mariuszmarcinpulit.wordpress.com/2018/04/10/jak-powtorzyc-efekt-bilbao-w-tarnowie/#more-145 pod znamiennym tytułem Jak powtórzyć efekt Bilbao w Tarnowie? podejmuje niezwykle dziś ważny temat wizji rozwoju naszego miasta, którego subregionalna pozycja - w świetle wyników badań naukowych - jest zagrożona (por. np.  prof. Przemysław Śleszyński Delimitacja miast średnich tracących funkcje społeczno-gospodarcze, Warszawa 2016).    
Trudno się nie cieszyć, że ten głos pojawia się w przestrzeni publicznej, bowiem mimo zbliżających się wyborów niewiele słyszymy na ten temat od potencjalnych kandydatów do rady miasta czy aspirujących do urzędu Prezydenta Tarnowa. Cieszy także to, że Marcin Pulit podejmuje ten temat niedeterministycznie, wierząc w szansę przełomu, „przełożenia wajchy”, odnowy nadziei u mieszkańców karmionych na ogół narzekaniami i owocami lokalnych waśni.
Wiele bowiem jest w głowach i rękach mieszkańców. Rzeczywistość to może nie plastelina, ale też nie kamień, w którym mozolnie trzeba wykuwać przyszłość. O tym że ludzie mają sporo do powiedzenia zaświadcza choćby zbiór postulatów opracowany przez aktywistów miejskich i przedstawicieli NGO w ramach deliberatywnego procesu prac nad tzw. strategią obywatelską Tarnowa na przełomie 2016/2017r.
Z diagnozą Marcina (jesteśmy na Ty, mam nadzieję, że się nie obrazi!) zgadzam się w 100%. Nie mogę wszakże powiedzieć tak samo o podejściu Autora do kreowania wizji przyszłości miasta i założeniach tejże, zwłaszcza zaś o  pomyśle na „centrum kosmosu i kosmologii”, jakie miałoby powstać w Tarnowie i podobnie jak Muzeum Guggenheima w Bilbao nadać ton rozwojowi grodu nad Wątokiem i Białą Dunajcową.
Dlaczego – spytają zwolennicy prostych odpowiedzi na proste pytania? Ano dlatego, że ten pomysł powiela znane nie od dziś z publicystycznych wywodów błędy w rozumieniu natury procesów rozwoju lokalnego, z jakimi mieliśmy do czynienia w Polsce, także w niedalekiej okolicy. Błędy polegające na upatrywaniu głównych wektorów rozwojowych w zaimportowaniu do rzeczywistości miasta jednej czy drugiej „big idea”, zdaniem pomysłodawców sprawdzonej gdzieś na świecie, która ma być turbosilnikiem zmian i rozwoju miasta czy regionu.
Niemal wszyscy liczący się badacze procesów rozwoju w Europie, wliczając w to wybitny ośrodek badawczy EUROREG prof. Grzegorza Gorzelaka w Warszawie twierdzą, że zrównoważony i stabiliny rozwój  wynika głównie z czynników endogennych, czyli z naszego lokalnego potencjału wzmocnionego dodatkowymi wartościami np. funduszami europejskimi, strategicznym znaczeniem dla państwa etc. Kluczowe są zatem nasze zasoby, to one muszą tworzyć podglebie rozwojowych idei. Bez nich wykreujemy dzieła o sensie ulotnym, które usychać będą przez lata, bo „miejska gleba” nie jest w stanie im dostarczać  rozwojowych soków.
Pomysł na „centrum kosmosu i kosmologii” nie ma żadnego oparcia w historii, kapitale intelektualnym, typie i specjalizacji firm tarnowskich, poziomie uczelni wyższych i wielu innych czynnikach wewnętrznych miasta. Nie ma też w mieście żadnego liczącego się zespołu ludzi zainteresowanych tym tematem a ks. prof. Michał Heller ma już 82 lata (oby żył wiecznie!) i mieszanie go do tej dyskusji jest mocno wątpliwe. Nie sposób bowiem sobie wyobrazić jego pełne zaangażowanie w ten projekt, a tylko takie mogłoby dać niewielką, ale jednak szansę sukcesu.   
Jest to pomysł, wybacz Marcinie, znacznie gorszy - w swej kategorii - od zaproponowanego przez jednego z moich bliskich współpracowników konceptu ulokowania w Tarnowie „centrum szkolenia Rycerzy Jedi”. W tym przypadku w odróżnieniu od „centrum kosmosu i kosmologii” można by być pewnym wielu chętnych do udziału w tym przedsięwzięciu, a i gości przybywających do Tarnowa nie zabraknie. Byłoby to przecie jedyne tego typu centrum w tej części świata. Pomysł zaje…y – jak powiedziałoby pokolenie X. Ale żarty na bok.
Rozumiem marzenia nas, którzy wierzą w mądrzejszy, ciekawszy i wielobarwny Tarnów. Sam oddaję się nim od czasu do czasu. Ale wizja przyszłości naszego miasta musi powstać w procesie debaty specjalistów, w oparciu o rzetelną inwentaryzację potencjału endogennego miasta (w tym analizę wieloletnich przychodów miasta), a także w prawdziwej rozmowie z mieszkańcami. Ważne przy tym, by trzymać się rzeczywistości, prawdziwych faktów a nie interpretacji faktów spisanej po latach, gdy już wszystko wszyło fajnie. Ważne by tworząc wizję przyszłości liczyć koszty i RPO (zwrot z inwestycji). W przeciwnym przypadku skończymy źle, rozczarowująco, demobilizująco społecznie. Tak jak inwestycja w Brainville w Nowym Sączu, od kilku lat, po bankructwie, czekające na kupca.
Mając przed oczami 60 km od Tarnowa ten pomnik krótkowzroczności władz i zbiorowego ulegania fantasmagoriom, powinniśmy działać odważnie, ale zabezpieczając tyły, to znaczy myśląc o hierarchii potrzeb tych, którzy już w Tarnowie mieszkają, lokalnym biznesie a nie tylko wyimaginowanym inwestorze. Piszę o tym, bo już wiele lat temu przestrzegałem małopolskich decydentów, ale także samego autora pomysłu przed zaangażowaniem publicznych środków w Brainviille (przypomnę, że miał to być drugi, tym razem polski „Hollywood”). Nie słuchali. Teraz budynek za ponad 100 mln zł czeka na lepsze (?) jutro.
Gdy mówię o trzymaniu się faktów, myślę także o nie idealizowaniu sytuacji i tworzeniu publicystycznych naciąganych ocen ex-post. Takie bowiem akcenty wiedzę w zawartych w tekście Marcina Pulita opisach „efektu Bilbao”. Znam to miasto zawodowo, moja organizacja realizowała  bowiem kilka projektów europejskich z baskijskimi firmami IT z tamtejszego parku technologicznego. Gościliśmy tam wiele razy - nie jako turyści, ale ludzie którzy spędzali tam czas na pracy, spotkaniach, rozmowach z świetnym specjalistami. Sporo się nauczyliśmy i dowiedzieliśmy. 
Po pierwsze teza o tym, że liczące ok. 350 tysięcy mieszkańców Bilbao wyszło z kryzysu dzięki rozwojowi w tym mieście Muzeum Guggenheima to – mówiąc oględnie - wielkie uproszczenie. To medialna narracja, w niewielkim stopniu zakorzeniona w faktach.

Euskadi (Kraj Basków) od początku XX wieku było liderem rozwoju przemysłowego w Hiszpanii, rozwijając się „na bogato”. Bilbao – stolica  kraju dotrzymywało kroku regionowi, mimo przeszkód. W 2 połowie tego stulecia miastem targały liczne przeciwności, np.  problemy związane z konkurencją dla firm przemysłu ciężkiego w dobie zmian technologicznych, kryzysy koniunktury związane z przemianami w ramach Wspólnej Europy, ale także zmiany polityczne. Mimo nich Kraj Basków był wciąż jednym z liderów rozwoju w Królestwie Hiszpanii. Z niskim bezrobociem, świetnymi kadrami inżynierskimi, liczną klasą średnią, topowymi uczelniami wyższymi i co tu dużo mówić bogatą kadrą menedżerską, budującą zapotrzebowanie na kulturę i sztukę. Euskadi i jego mieszkańców scalał także klej narodowy: język, zwyczaje, sięgające dawnych wieków przywiązanie do idei wolnościowych.
Z końcem XX wieku, mimo kryzysu przemysłowego region ten podjął niezwykle aktywną walkę o nowoczesną tożsamość, stwarzając warunki do rozwoju firm high-tech, zastępujących stare branże gospodarcze. To częścią tej właśnie strategii wychodzenia z kryzysu stała się decyzja o budowie Muzeum. Muzeum jako lekarstwa głównie na poprawę nadszarpniętego wizerunku osłabionego kryzysem regionu.  
A na początku XXI wieku Kraj Basków znów był już … najbogatszym, nie licząc Madrytu, regionem Hiszpanii w przeliczeniu PKB na 1 mieszkańca. Ta charakterystyka nijak pasuje do Tarnowa, czy też innych miast średniej wielkości w Polsce, o których sanacji mamy rozmawiać.
Muzeum Guggenheima to oczywiście sztandarowy projekt wizerunkowy Bilbao, ale jego znaczenia nie wolno przeceniać. Koszty budowy całej budowli okazały się gigantyczne – przekroczyły zaplanowane wcześniej 100 mln dolarów, co spotkało się nie raz i nie dwa z protestami mieszkańców a nawet otwarło drogę do postępowania prokuratorskiego.  Dziś wiemy, że bezkrytyczne kreowanie przez media tzw. efektu Bilbao w świetle nowoczesnych poglądów na rozwój to populatyzacja nieprawdziwych tez, niebezpieczna gdy staje się podstawą decyzji władz. Sporo można o tym przeczytać, także w sieci, także po polsku (http://www.instytutobywatelski.pl/wp-content/uploads/2012/12/Analiza_Bilbao.pdf). Już ta lektura pokazuje, że w kreowaniu rozwoju miast nie ma „złotych strzałów”, nie ma „efektów Bilbao”, za to potrzebna jest strategia (a w niej wizja), ludzie, determinacja, ciągłość i … łut szczęścia rządzących. Kupa myślenia, mnóstwo kompromisów i ustaleń, moc roboty. Cudów nie ma.    
Bez urazy proszę – jesteśmy po jednej stronie! Nie piszę tego tekstu po to, aby wchodzić w polemikę z Marcinem Pulitem o to która mojsza racja jest ważniejsza, lecz po to, by zaproponować wprowadzenie dyskusji o Tarnowie XXI wieku we mniej publicystyczne przestrzenie fachowej debaty, do której Marcina i innych zainteresowanych zapraszam. Może więc mniej piszmy, za to więcej spotykajmy się, by twórczo, na spokojnie, w zgodzie z realiami miasta i wiedzą o kanonach rozwoju rozmawiać o przyszłości? Rok wyborczy to świetny pretekst, aby takie spotkania dały owocne rezultaty.
Krzysztof Głomb